Kiedy pędzisz tak przed siebie w szale podróżowania i chęci zobaczenia jak najwięcej w końcu trzeba trafić do takiego miejsca gdzie będzie można odpocząć.
Trzeba przyznać, że w czasie tej podróży narzuciliśmy sobie duże tempo. Był to jednak świadomy wybór wynikający z wielkiego głodu podróżowania, który od dłuższego czasu nam doskwierał. W końcu jednak zapragnęliśmy złapać oddech, szczególnie, że dopadł nas chiński nowy rok, który oznacza dzikie tłumy i brak miejsca. Tym sposobem uciekliśmy czym prędzej z Luang Prabang, dawnej stolicy Laosu, która o ile wydaje się bardzo ciekawym miasteczkiem z interesującą okolicą to w tych dniach była po prostu nie do zniesienia. Tym sposobem trafiliśmy do Nong Khiaw, spokojnej wioski ze wszystkimi wygodami dla turystów, ale o dziwo bez ich większej ilości.
Jak to dobrze jest rozprostować kości i po prostu odpocząć, szczególnie w takim miejscu jak laotańska prowincja. Nie chcę rozwodzić się za bardzo nad tym czy warto biec przed siebie w szale podróżowania czy jednak zwolnić i złapać oddech. Każdemu wedle potrzeb. Nie ma jedynej prawdziwej recepty na prawidłowe podróżowanie. Obecnie zwalniamy tempa, ale kiedy potrzeba rwie cię do przodu to po co ją zatrzymywać. Przyjdzie chęć to znajdziesz hamak i czas, aby przystanąć.
 |
Magda zajada sticky rice - najlepszy ryż na świecie |
 |
Popularny laotański napitek - tani i dobry bimber z ryżu |
 |
Laotańskie sajgonki |
 |
Monopolista na laotańskim rynku browarniczym, ale przyznać trzeba, że bardzo udany trunek |
 |
Tak wygląda większość laotańskich domów |
 |
To dziecko nie chciało dać mi spokoju :) |