Georgetown to kolejne po Melace postkolonialne miasto w Malezji do którego zawitaliśmy. Znaleźliśmy się tu w wyniku podążania za turystycznym szlakiem w kierunku Tajlandii.
Kolonializm jest faktycznie widoczny na każdym kroku i dodaje specyfiki temu miejscu. My jednak nie szukaliśmy go specjalnie. Jedną z rzeczy która najbardziej utkwiła w głowie to chińska świątynia. Chińskie świątynie nie są niczym wyjątkowym w Malezji, ale ta była wręcz pocztówkowa - jakby wybudowana tak, aby dobrze prezentowała się przed obiektywem.
W Georgetown zaczęła się też nasza przygoda z Tajlandią. Poznaliśmy tutaj amerykankę, która jak się okazało mieszka i pracuje na tajskiej wyspie Ko Phi-Phi w pewnym resorcie do którego dostaliśmy zaproszenie. Nie mając jakoś specjalnie sprecyzowanych planów, właściwie natychmiast postanowiliśmy z niego skorzystać. O tym, co z tego wynikło już niebawem.
![]() |
Chińska świątynia w Georgetown |










![]() |
W Malezji albo piwo jest trudno dostępne albo tak jak tu dostępne łatwo i z wysokim "woltarzem" |
![]() |
Przed naszym hostelem, gdzie mieliśmy spotkać początek naszej tajskiej podróży |
![]() |
Świątynia węży |

![]() |
Nie ma rzeczy oraz ich ilości, których nie da się przewieść motorkiem - nie ma! Ten pan miał tego dużo więcej, ale zanim zdążyłem wyciągnąć aparat, on zdążył już rozładować połowę towaru |

*zdjęcia: Magda i Tomek