Phuket miejsce bajecznych plaż, pięknych widoków i niesamowitych krajobrazów. Czy to prawda? Nie wiem, bo my nie widzieliśmy nic z tych rzeczy.
Trafiliśmy tutaj typowo na nocleg, aby dalej ruszyć do Bangkoku. Byliśmy więc w samym centrum miasta Phuket w Tajlandii, ale żaden z tych obrazków, które widać chociażby w internecie nie był w zasięgu naszych nóg. Wypowiedzieć się mogę zatem jedynie o mieście. A to jest przeraźliwie nieciekawe - naprawdę. To co możecie zobaczyć na poniższych zdjęciach to jego najciekawsze fragmenty. No szału nie ma - umówmy się.
Ponieważ to nie było nasze miejsce docelowe a jedynie przejściowe nie przejęliśmy się tym za bardzo. My chcieliśmy jechać do Bangkoku więc udaliśmy się na dworzec, aby dowiedzieć się co i jak. Tutaj wyszło dokładnie to o czym pisałem w tym poście. Opcje były dwie - autobus droższy i autobus tańszy. Wybór był nader oczywisty tym bardziej, że przekaz był jasny. Po południu o tej i o tej autobus podjeżdża, my wsiadamy, po czym na drugi dzień wcześnie rano około szóstej wysiadamy w Bangkoku. Dla nas idealnie, bo były to dwie pieczenie na jednym ogniu zarówno nocleg jak i transport.
Problemy zaczęły się już na samym początku, bo zamiast autobusu pojawił się busik, który niby miał nas zawieść na autobus. No ok, niech będzie. Ten jednak dowiózł nas do jakiejś restauracji, gdzie mieliśmy spędzić następne dwie godziny czekając na autobus. Po tym czasie przyjechała jakaś pierdziawka, która "już na pewno nas zabierze na autobus". Wylądowaliśmy na kolejne godziny w jakiejś knajpie. Zaczęło się robić już dość późno i ciemno a byliśmy nie wiadomo gdzie i to z dala od głównej drogi - sytuacja była nieciekawa. O tyle dobrze, że nasz los dzielili inni skuszeni na tani transport więc o tyle raźniej. W końcu autobus faktycznie przyjechał, okazało się, że ludzie którzy z nami czekali zapłacili za niego co najmniej dwa razy więcej a dodatkowo w nocy ktoś ich okradł. Autobus dojechał na miejsce około drugiej w nocy, czyli o najgorszej z możliwych godzin. No bo o tej godzinie szukanie noclegu nie jest łatwe a siedzenie na ulicy niezbyt komfortowe. Autobus miał nas dowieść do centrum niedaleko najbardziej znanej ulicy w Bangkoku czyli Khaosan. Taksówkarze oraz tuk-tukarze utrzymywali jednak, że jesteśmy co najmniej kilka kilometrów i że koniecznie musimy skorzystać z ich usług. Nie było to prawdą - Khaosan była tuż za rogiem a oni po prostu chcieli nas naciągnąć tak samo jak ci od autobusu, którzy wymyślili, że będą nas wozić po knajpach a my będziemy tam jeść po zawyżonych kilkukrotnie stawkach.
Co z tego, że autobus był tańszy i zgodnie z planem jechał podejrzanie długo do Bangkoku. Po Malezji po prostu ufaliśmy ludziom i niestety się zawiedliśmy. Dobrze, że dojechaliśmy i nic złego nam się nie wydarzyło. Teraz już wiemy, że istnieje też ta ciemniejsza strona krainy uśmiechów, którą na szczęście nie do końca mieliśmy możliwość zobaczyć - na szczęście.





![]() |
Jeden z przyulicznych "ołtarzyków" |
*zdjęcia: Tomek i Magda